17 kwietnia 2012

Dramat sudańskiego Południa

(fot. CORINNE DUFKA / Reuters/FORUM )

Świat próbuje zatuszować ważny fakt. Pomiędzy Republiką Sudanu a Republiką Sudanu Południowego wybuchła wojna, ale nikt nie używa tego słowa – dla uspokojenia sumienia Zachodu pomija się tę oczywistość kłopotliwym milczeniem. Nazwijmy zatem rzecz po imieniu.

 

Szesnastego kwietnia islamski parlament sudański uznał chrześcijańsko-animistyczną Republikę Sudanu Południowego za wroga. Działania militarne przybrały na sile. Wzdłuż płynnej i kontrowersyjnej granicy ma miejsce pełna mobilizacja obu armii. Negocjatorzy Północy zawiesili dialog i rokowania pokojowe. Podczas rozmów jedną ze stron reprezentował Idriss Abdu Qadir (minister w kancelarii prezydenta Sudanu), a drugą – Pagan Amum (sekretarz generalny SPLM, partii rządzącej Sudanem Południowym).

Wesprzyj nas już teraz!

Armia Południa, sprowokowana atakiem islamistów, wdarła się na obszar Republiki Sudanu, zajmując tereny roponośne Heglig, zatrzymała produkcję ropy i odmówiła wycofania żołnierzy ze spornego terenu, natomiast w ciągu ostatnich dni samoloty rządowe Chartumu dokonały inwazji na ziemię Południa, bombardując miasteczko Bentiu w stanie Unity. Był to zresztą kolejny atak na ziemię Południa, bombowce Antonowa zbombardowały np. obóz dla uchodźców w Yida. Zapuszczanie się na obszar chrześcijański, łamanie suwerenności kraju, wdzieranie się w głąb niepodległego Południa przez islamskich bojowników – przy wsparciu antonowów armii rządowej w Chartumie – oznaczają bezkarne mordowanie cywilów, ataki na kościoły, obozy dla uchodźców, miasta, miasteczka, wsie. Islamiści mają jasno określony cel: zabić jak największą ilość chrześcijan. Islamski Chartum, reprezentowany przez ludobójcę i zbrodniarza wojennego, prezydenta Omara Hassana Al Baszira, za którym Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wysłał list gończy, zerwał rozmowy pokojowe w stolicy Etiopii, Adis Abebie. Rozmowy, które i tak były fikcją, jeśli uwzględnić dokonywane przez muzułmanów ciągłe ataki militarne na ludność cywilną, potyczki armii Północy i Południa, wojnę nerwów w dyplomacji.

 

15 kwietnia płk Philip Aguer, rzecznik armii Sudanu Południowego podał, że do walk doszło w kolejnym rejonie. Armia Północy zaatakowała wioskę Kuek, znajdującą się na pograniczu stanów Górny Nil (Sudan Południowy) oraz Biały Nil (Sudan). Przy tym, jest to jedno z terytoriów spornych, do którego pretensje zgłaszają obie strony. Gdy w gabinetach polityków obowiązywał zadekretowany na papierze pokój, w Górach Nubijskich, w stanie Kordofan Południowy, idące do szkoły chrześcijańskie dzieci były wysadzane w powietrze. „Błagamy o intensywną modlitwę” – alarmują chrześcijanie z Chartumu i Gór Nubijskich.

 

Już w nocy 12 kwietnia organizacja Open Doors otrzymała informację, że w wyniku zerwania rozmów pokojowych przez Północ i ogłoszenia przez Zgromadzenie Narodowe w Chartumie pełnej mobilizacji militarnej, w końcu działań wojennych, kolejnych kilkunastu chrześcijan zostało zabitych przez siły islamskie w Górach Nubijskich. Ponad 15 nowych męczenników. Cywile nie mają dostępu do żywności, ataki bombowe zniszczyły uprawy z ubiegłego roku, w efekcie nie było żniw. Kolejna tragedia to fakt, że 8 kwietnia rząd w Chartumie uznał, że wszyscy Południowcy są od tej pory cudzoziemcami, chociaż żyli tam od urodzenia, mieszkali i pracowali. Dostali 30 dni na wyjazd, a termin upłynął szybko, za szybko. Nie mają zatem w tej chwili żadnych praw, a do tego narażeni są na ataki islamskich radykałów, którzy przez szerzącą się w prasie antychrześcijańską i rasistowską kampanię domagają się albo eksterminacji fizycznej „obcego elementu” na arabskiej i islamskiej ziemi, albo – to ci bardziej umiarkowani – natychmiastowego opuszczenia przez czarnoskórą ludność Republiki Sudanu.

 

Setki tysięcy osób jest zatem w pułapce, bo gdy wybuchnie wojna, dojdzie najprawdopodobniej do fizycznej anihilacji, podobnej do tej w Ruandzie, przy czym czarnoskórych chrześcijan łatwo rozpoznać, Arabowie zawsze uznawali ich za niewolników, za podludzi, po uzyskaniu przez nich suwerenności w postaci proklamowania własnego państwa. Nienawiść i chęć odwetu za ten akt wolności i niezależności jest potężna w muzułmańskim społeczeństwie sudańskim. W sytuacji nagle formalnie i oficjalnie obcych znalazło się nawet do pół miliona obywateli mieszkających na islamskiej Północy. Tak naprawdę ci chrześcijanie nie wiedzą, gdzie pójść. Sudan Południowy – o ile się do niego dostaną, ponieważ muzułmańscy urzędnicy udaremniają im podróż do Dżuby – jest dla nich obcym krajem, nie oczekującym ich wcale z otwartymi ramionami. Bieda, bezrobocie, kryzys, brak infrastruktury – to codzienność jego mieszkańców.

 

Tomasz M. Korczyński, Open Doors

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie